sobota, 3 stycznia 2015

~Rozdział dziewiąty~ Bitwa

Luna Lovegood



Wojna? To znaczy, że wszyscy zginiemy? Mam dopiero piętnaście lat, rzuciłam szkołę, straciłam najbliższych i teraz tak po prostu mam umrzeć? Nie mogę się podać, muszę walczyć do końca. Wiem, że taka dziewczyna jak ja nie ma najmniejszych szans z bandą Śmierciożerców, ale wolę umrzeć niż poddać się bez walki. Cała ta sytuacja bardzo oddaliła mnie od Neville'a, już prawie ze sobą nie rozmawiamy. Gdy tylko wygramy jakoś mu to wynagrodzę. Zaproszę go do domu, na obiadek z tatą... To znaczy we dwoje. Nie mogę pogodzić się  z faktem, że tatuś odszedł na zawsze, wciąż mam nadzieję, ze wrócę do domu, a w drzwiach zobaczę uśmiechniętą twarz tatka.
- Luna - usłyszałam cichy głos.
Wielka Sala była zupełnie pusta, zostałam tylko ja i Neville. Wszyscy wyszli na zewnątrz, przecież teraz toczy się bitwa, a my tak spokojnie rozmyślamy.
- Luna, wiem, że mam dopiero szesnaście lat - zaczął  łapiąc mnie za rękę.
Spojrzałam na niego, a moje oczy zalały się łzami. Zdałam sobie sprawę jak bardzo dojrzały jest mój chłopak. Po mimo swojego młodego wieku był odważniejszy od niejednego dorosłego mężczyzny. Wiele już w życiu cierpiał, ale nigdy się nie poddawał. Jest ogromnym skarbem. Poczułam jak lekko pociągał moją dłoń. Uklęknął przede mną i z wielką powagą wyszeptał :
- Pewnie jest na to za wcześnie, ale chyba nie będzie lepszego momentu, z resztą nie wiadomo czy przeżyjemy, a ja przed śmiercią chciałbym ci coś powiedzieć - odchrząknął -  Jeszcze nigdy nie spotkałem takiej dziewczyny jak ty, Luna. Jesteś cudowna. Czy jeśli razem przeżyjemy zostaniesz moją żoną?
  Spojrzałam na niego z góry. Wydawał mi się jeszcze przystojniejszy niż wtedy kiedy zobaczyłam go pierwszy raz. Pomimo blizn, zaschniętej krwi na czole, i podartej koszuli był najcudniejszym, najwspanialszym chłopakiem jakiego kiedykolwiek spotkałam. Nie spodziewałam się tego, że ma wobec mnie tak poważne plany.
- Oczywiście poczekam aż skończysz siedemnaście lat - zmieszał się Neville.
Dawno nie byłam taka szczęśliwa, nie zważając zupełnie na nic padłam mu w objęcia i całując w usta. Może nie powinnam się tak cieszyć zważywszy na okoliczności, ale nie mogłam się powstrzymać. W końcu mój ukochany właśnie mi się oświadczył. Tata nie miał by mi tego za złe, w końcu lubił Neville'a.
- To znaczyło tak? - zawahał się.
- Jasne głupku, przecież ja cię kocham.
Włożyłam rękę do kieszeni i delikatnie wyciągnęłam mały kamyczek, który znalazłam w zakazanym lesie.
- Trzymaj, może przyniesie ci szczęście.
Wziął go w swoje dłonie i uśmiechnął się do mnie błyskając swoimi dużymi, brązowymi oczami. Padma miała rację, że leciała tylko na Gryfonów. Są najprzystojniejsi, a w dodatku tacy odważni...
 Nagle moje uszy doznały szoku. Okropny dźwięk przedostał się przez mury Hogwartu. W ostatniej chwili Neville odepchnął mnie na lewą stronę. Witraż tak po prostu rozsypał się, a kolorowe szkiełka pokryły posadzkę. Pewnie się zaczęło. Przeszło do rękoczynów? Pewnie zabito kolejne osoby. Musieliśmy uciekać. Nie mogliśmy tak spokojnie czekać aż wszystkich pozabijają. Biegliśmy przez korytarz potykając się na schodach. Kiedy stanęliśmy na wprost ogromnych drzwi, okazało się, że są zamknięte.
- Cholera, co teraz zrobimy? - denerwował się Neville.
- Alohomora ! - krzyknęłam, a drzwi natychmiast otworzyły się z wielkim hukiem.
Na przeciw nas leżało zimne już ciało Cho Chang, dziewczyny dwa lata ode mnie starszej. Blada jej zawsze twarz pokryta była dziwnym rumieńcem, a piwne oczy, szeroko otwarte, lecz pokryte mgłą. Tata mówił, że w oczach zmarłych odbija się ich całe życie, tylko, że my nie potrafimy tego dostrzec, wręcz boimy się ich. Pewnie w oczach Cho pojawił się Cedric. Może scena jego śmierci. Pewnie w końcu się z nim spotka, bo chyba po jego śmierci nie zakochała się już w nikim.
- Draco nie bądź głupi. Choć do swojego ojca.
Po lewej stronie stał Lucjusz Malfoy wyciągając rękę do swojego syna. Obok niego stało dziesiątki Śmierciożerców. Nie rozpoznałam żadnego z nich, wszyscy twarze mieli ukryte w maskach. Po prawej stronie natomiast stał Draco. Jego twarz była jak zwykle smukła, stalowe oczy nie wyrażały żadnej radości, były prawie tak obojętne jak oczy nie żyjącej Cho. Draco stał po stronie, nauczycieli i uczniów, wszystkich którzy byli gotowi do walki w obronie Hogwartu, po stronie tych, którzy byli gotowi na śmierć.
- Ojcze, mówiłeś żebym zadawał się tylko z ludźmi o czystej krwi, powtarzałeś, abym nawet nie patrzył na zdrajców, a teraz każesz mi im służyć? Sam wiesz, że jego ojciec nie był czarodziejem, więc dlaczego ja mam mu pomagać? Dlaczego ja mam być jego sługą? Czy to nie on ma służyć tym , którzy są tego godni?
  Lucjusz spojrzał niedowierzająco na syna. Jego twarz zalała się łzami. Zawsze poważny, bezwzględny, a teraz  okazuję się, że ma jednak uczucia. Może on jednak nie ma serca z kamienia. Spuścił głowę na dół. Pewnie nie wiedział co odpowiedzieć. W końcu jego syn powiedział prawdę.
- Kto śmiał wypowiedzieć te słowa ? - wyszeptał ktoś z tłumu.
Głos ten sprawił, że przeszył mnie zimny dreszcz. Przypominał syczenie węża. Odpychając Śmierciożerców na środku stanął Voldemort. Pierwszy raz w życiu go zobaczyłam i mam nadzieję, że ostatni. Wywołał u mnie obrzydzenie. Jego ciało, byłe oślizgłe, i przypominało skórę węża, oczy przypominały szparki zalane krwią, a zamiast nosa miał niewielkie szczeliny. Okryty był grafitową szatą.
- Dla mnie jesteś tylko śmieciem. Zabijasz niewinnych ludzi tylko po to, żeby pokazać światu swoją władzę. Myślisz, że będziesz władał całą ziemią, ale nie pomyślałeś, że zawsze zostanie tu ktoś taki, który cię będzie nienawidził. Zmuszasz ludzi, żeby stawali się Śmierciożercami, bo inaczej zabijesz ich rodziny. Tak, zrobiłeś to ze mną Codziennie gdy się budzę i spojrzę na swoją rękę czuje do siebie obrzydzenie, bo wiem, że jestem jednym z nich - wskazał na zamaskowanych Śmierciożerców - Pewnie większość tych tu obecnych czuję się tak samo. Zagroziłeś, że zabijesz ich dzieci, rodziców... Na szczęście jest jeszcze Harry Potter i w nim cała nadzieje, że jeszcze kiedyś zobaczymy twoje martwe...
- Milcz głupi tchórzu! Nie potrafiłeś nawet zabić! Co z tego, że masz czystą krew, jak w środku jesteś gorszy od szlamy! Szkoda mi nawet na ciebie zaklęć, ale skoro muszę...
- Błagam, nie zabijaj mojego syna! Zabij mnie! Ale zostaw go w spokoju! - Lucjusz padł przed Voldemortem prosząc o odrobinę litości.
- Skoro aż tak ci bardzo zależy, to dobrze. Byłeś dobrym sługą, no ale skoro chcesz oddać swe nędzne życie dla tego bachora to proszę. Avada Kedavra!
  Zielone światło zabłysło oślepiając wszystkich. Potem wszystko działo się jak w zwolnionym tempie. Draco podbiegł do ojca, łapiąc bezwładne ciało. Zalał się łzami i co jakiś czas zerkał z pogardą na morderce. Po chwili pojawiła się Narcyza wtulając się do martwego męża. Gładziła jego długie, białe włosy na które spływały jej łzy. Potem wzięła pod rękę syna szepcząc mu : " Tatuś nas kochał ".
Ciało Lucjusza, oraz Cho zabrano do wielkiej sali, w której rodzina opłakiwała zmarłych. Draco patrząc na ojca zdał sobie sprawę, że musi się zemścić, nie potrafi tak po prostu tego wybaczyć. Pozostawiając matkę samą już bez wątpliwości postanowił walczyć za Hogwart.
- W porządku? - zapytałam kiedy przekraczał próg zamku.
- Ty nie masz taty, Neville też, więc przyszła kolej i na mojego - uśmiechnął się przez łzy.
   Na zewnątrz trwała już prawdziwa wojna. Neville zniknął gdzieś, pewnie walczy z jakimś Śmierciożercom. Razem z Draconem szliśmy szukając kogoś komu możemy pomóc. Jednak chyba już nikogo takiego nie było. Światła zaklęć błyskały oślepiając nas co jakiś czas. W dodatku musieliśmy uważać przechodząc pomiędzy zabitymi czarodziejami. Na początku cały czas płakałam. Liczyłam ile moich przyjaciół już nie żyje, ale kiedy doszłam do dwudziestu pogubiłam się. Padma, Paravati, Laveder, Hanna, Colin, Justin, Fred, profesor Lupin, Tonks - oni wszyscy już nie żyją. To okropnie kiedy uważasz, żeby nie podeptać trupów swoich najbliższych. Draco ciągnął mnie za rękę on był dziwnie spokojny. Może to śmierć jego ojca dodała mu odwagi.
- Vincent nie żyje - wyszeptał omijając jakąś kobietę z parasolką.
- Przykro mi - wybąkałam.
Vincent Crabbe był jego najlepszym przyjacielem. To naprawdę przykre kiedy w przeciągu godziny ginie aż tyle bliskich. Jednak wciąż w myślach byłam przy Neville, czy on jeszcze żyje?
- Harry Potter zginął ! Wszystko przepadło! Nie mamy szans, wszyscy tu zginiemy!
Co? Harry'ego zabili? Kobieta, która to mówiła była trochę z nierównoważona, ale chyba nie opowiadałaby takich rzeczy. Przynajmniej tak mi się wydaje.

Neville Longbottom



 Nikomu nie powiedziałem o przepowiedni. Wiem, że mam ją zabić, ale to mnie przeraża, ja przecież nie jestem mordercą. W dodatku to co teraz się dzieje to jest po prostu piekło. Harry kazał mi zabić węża. Nie wiem czy teraz ma to sens, kiedy on nie żyje. Czuję, że wszyscy zginiemy. Nie mamy szans. Trzeba się pożegnać z życiem.
- Babcia? - zdziwiłem się widząc ją kilka kroków przede mną.
Wyglądała na bardzo zmęczoną. Jej twarz pokryta była licznymi zmarszczkami, a włosy jeszcze bardziej posiwiały. Zawsze była ubrana jak dla mnie dziwacznie, to znaczy kapelusz z wielkim rondem, futro z lisa i buty na wysokim obcasie. A teraz... zupełnie jak inna osoba. Skromna, szara sukienka i mały beret.
- Ty się na mnie nie gniewasz? - zapytałem z nadzieją.
Babcia uśmiechnęła się i zmierzyła mnie wzrokiem. Na ten uśmiech czekałem od tak dawna, od śmierci taty i w końcu pewnie przed moim końcem mogłem go zobaczyć.
- Wyrosłeś - wyszeptała.
No tak, miałem to swoje metr osiemdziesiąt w stosunku do niej byłem olbrzymem. Ale czy tylko to chciała mi powiedzieć? Po co w ogóle przyszła? Może chciała się pożegnać, albo coś z mamą dzieję się niedobrego.
- Wyprzystojniałeś. Coraz bardziej przypominasz ojca. Twój tata był pięknym chłopakiem. Nic dziwnego, że mama tak się w nim zakochała - westchnęła ciężko.
- Babciu, co z mamą?
- W porządku. Lepiej powiedz co tam u twojej panienki. dawno jej nie widziałam. Przedstawiłeś mi ją już tak dawno. Jaka ona jest? Kochasz ją?
- Luna jest idealna. Ja po prostu za nią szaleje... Ty nawet nie wiesz jak ja się za tobą stęskniłem - wpadłem w jej objęcia.
" Skoro nie chcę mówić o mamie to musi być bardzo źle " - myślałem. Jednak nie chciałem poruszyć tematu. Wiem jakby to się skończyło. Chyba zaczynam doceniać życie. Martwię się tylko chwilą obecną i cieszę się ze wszystkiego. To okropne, że człowiek przed śmiercią doznaje takiej mądrości. A może to sen? Pewnie obudzę się w łóżku, a przy mnie będzie Seamus, który przygotowyuje się do śniadania. Może Harry żyje i jutro w szkole zapytam go o pracę domową z eliksirów. A potem spotkam tych, którzy w moim koszmarze stracili życie. Dostane przesyłkę z czekoladowymi żabami od babci, pójdę na mecz Quidditcha i będzie wszystko jak dawniej. Dumbledore usiądzie na swoim krześle obok McGonagall, a ja znów zapomnę skarpet. Nic z tego... Choćbym chciał się obudzić nie potrafię. Kiedy szczypię się po dłoni czuję lekki ból, a wiatr wieje mi prosto w twarz. Chcę, żeby chociaż babcia nie znikała, chcę zostać z  nią do ostatnich moich bić serca.
 Pochłaniałem ją wzrokiem. Tęskniłem za nią i właśnie teraz potrzebowałem jej najbardziej. Nie mam jej za złe, że się ze mną nie kontaktowała. Teraz jestem jej bardzo wdzięczny, że choć trochę upiększyła moje nędzne życie. Niespokojnie stawiała stopy, tak jakby chciała podejść bliżej, ale obawiałaby się mojej reakcji. Próbowałem zachęcić ją uśmiechem, bo naprawdę marzyłem  żeby się do niej przytulić. Chciałem poczuć się jak mały dzieciak, który dostał list z Hogwartu, ale wciąż nie może w to uwierzyć, bo jego zdolności magiczne są zdecydowanie poniżej średniej. Chcę, żeby było tak jak za dawnych lat, żeby nikt nie musiał przeze mnie ginąć. Nagle zobaczyłem, że się cofa. Dlaczego?, pomyślałem.Chwiejnym krokiem oddalała się ode mnie. Nie patrzyła w tył, aż w końcu...
- Babciu trzymaj się! - krzyczałem łapiąc ją za rękę w ostatniej chwili.
Wisiała nad przepaścią, byłem odpowiedzialny za jej życie. Próbowałem ją wciągnąć.To było nierealne. Jednak za wszelką cenę chciałem wydostać babcie na powierzchnię.
- Jestem dumna z  takiego wnuka. Jesteś taki jak tata, a może nawet bardziej odważny. Musisz dokończyć co zacząłeś - uśmiechnęła się do mnie i bez namysłu puściła moją rękę.
- Nieeeeeeeeeee !!! - krzyczałem jak opętany.
Bezsilnie gapiłem się jak znika w przepaści. Kiedy zniknęła mi z oczu pomyślałem, że to jej koniec. Tylko miałem nadzieje, że śmierć nie była aż tak bolesna. Spojrzałem w niebo, pewnie myślałem, że zobaczę babcię, ale zamiast niej prosto na mnie leciał czerwony feniks. Kiedy zbliżył się ku mnie opuścił starą, skurzoną, połataną tiarę przydziału. To ta sama tiara, którą trzymałem na głowie w pierwszym dniu szkoły, to ona wykrzyknęła bez wahania "Gryfinndor!". Obejmowałem ją w dłoniach, strąciłem z niej kurz i wpatrywałem się w nią z niedowierzaniem. Ale po co? Zastanawiałem się. Przecież jest wojna, ginie dziesiątki ludzi, a ja gapię się na tiarę przydziału.Wtedy z niej wysunęło się coś błyszczącego. Dopiero po chwili zorientowałem się, że jet to miecz. I to nie byle jaki. To oryginalny miecz Gryffindora. "Musisz dokończyć co zacząłeś" - przez głowę przeszyła mnie myśl. Co miała na myśli babcia?
 Gdyby Harry żył przypomniałby mi teraz o zabiciu Nagini. No tak to moja misja. Może nie wszystko stracone. Nie mam pojęcia kto zabiję Voldemorta, ale wiem, że ja mam zgładzić jego węża i właśnie dla tego w prawej dłoni zaciskam miecz Godryka. Nie ma teraz czasu na łzy, jak skończy się wojna będę płakał jak nigdy. Czuję coraz większą nienawiść, większą chęć zemsty. Zbuntowany,  pragnący krwi... Nie poznaję się.
- Ty żyjesz? - z oddali słyszę zdziwienie Hagrida.
Zerkam przez ramię i nie mogę uwierzyć własnym oczom. Jakieś dwadzieścia metrów dalej stał żywy Harry Potter. Na wprost niego zobaczyłem równie zdziwionego jak ja Voldemorta. Chyba pierwszy raz w życiu go widzę. Babcia miała rację wygląda jak człowiek ze skórą węża. Oczy zalane krwią i nozdrza zamiast nosa. Kiedy go zobaczyłem przeszły mnie ciarki.
- Ssssssssssssssss...
Co jest?, pomyślałem. Ostrożnie odwróciłem głowę i z przerażenia przewróciłem się na plecy. Obok  moich stóp wił się okropnie gruby, obślizgły wąż. To na sto procent Nagini. W sumie nawet przypominała swojego właściciela. Pokryta śluzem, czerwone oczy, białe, ostre jak brzytwa zęby. Serce biło mi coraz mocniej, ręce polały się potem, a zaschnięte strupy na czole zaczęły dziwnie pulsować. Próbowałem się wycofać, ale przecież tak blisko mnie był Voldemort, ale sterczeć też nie mogę! Przypomniałem sobie o mieczu. Chwyciłem go w prawą dłoń i opierając się o łokieć wstałem. Wąż popatrzył na mnie z niedowierzaniem. Aż trudno w to uwierzyć, ale on zachowywał się jak człowiek. Chciałem znaleźć w sobie odwagę, poczuć się przez chwilę jak ojciec, ale nic z tego jestem zwykłym przerażonym gnojkiem. Oddychałem ciężko, bestia zbliżała się coraz bliżej, czas mijał nieubłaganie, za chwilę będzie mój koniec... "Musisz dokończyć co zacząłeś".
 Przeszyłem mieczem powietrze i wbiłem ostrze prosto w tułów bestii. Krew rozprysła się po ziemi brudząc mi spodnie. Z paszczy wydobył się ogłuszający pisk. Wydawał się podobny do wrzasku torturowanego człowieka. Zgiąłem się w pół zatykając sobie uszy i zaciskając oczy. Po kilku sekundach zapadła cisza. Zerwałem się na równe nogi i pobiegłem bez celu, w stronę zachódu słońca. Dziwił mnie fakt, że po takim hałasie wywołanym przez śmierć gada Voldemort nie przyszedł mnie zabić. Ale to chyba lepiej dla mnie. Teraz pragnąłem odnaleźć Lunę, miałem nadzieję, że wciąż żyje i jest bezpieczna. Biegłem nie zatrzymując się, często omijałem pokryte krwią trupy. Niektóre z nich potraktowali Avadą, ale inne nie miały tyle szczęścia musiały ginąć w okropnym męczarniach. Syczałem ze współczuciem omijając ciała ludzi pogryzionych przez wilkołaki. Niewiele z nich przeżyło, ale teraz ich życie zamieniło się w koszmar.
- A kogo ja tu widzę!
Jeszcze tego brakowało! Za moimi plecami stała Bellatrix Lestrange. Kobieta przez którą moi rodzice postradali zmysły. Śmiała się szyderczo wystawiając swoje ohydne zęby. Jak zwykle miała na sobie czarną, długą sukienkę. Widać było, że spędziła wiele lat w Azkabanie nie mając dostępu do lustra. Jej włosy były poplątane, a paznokcie przypominały szpony jakiegoś dzikiego ptaka.
- Jakie to uroczę. Mały Longbottom bawi się w tatusia - przedrzeźniała małe dziecko.
Zacisnąłem mocno palce na różdżce. Czułem, że robię się czerwony. Ta kobieta to hiena!
- Chciałbyś być taki jak mamusia i tatko? Jakie to cudowne, że syneczek idzie w ślady rodziców. A może chciałby ześwirować tak samo jak oni? Crucio!
Nie poczułem w ogóle bólu. Lekko się wzdrygnąłem i zupełnie nic więcej. No może troszkę załaskotał mnie policzek. Bellatrix najwidoczniej była tym zdziwiona, ale nie dawała za wygraną. Próbowała wciąż tego samego zaklęcia. No tak, Cruciatus na mnie nie działa. Ale to ja muszę użyć tego zaklęcia przeciwko jej.
- Skoro nie chcesz, to może zaproponuję ci coś innego, co?
Wyciągnąłem różdżkę kierując w sam środek jej serca. " Powiedz tylko jedno słowo, a skończą się twoje problemy" - rozkazałem sam sobie.
- Mały bohater się postawił. Bardzo to... yyyy... szlachetne z twojej strony - wybuchnęła śmiechem.
Przymrużyłem oczy, ale nie opuściłem różdżki. "Zrób to teraz!" - krzyczałem w myślach. Nie dam rady. To zaklęcie zrujnowało mi życie, brzydzę się nim, nienawidzę go bardziej od samej Bellatrix. Pamiętam, że jak mały obiecałem sobie, że nigdy nie użyję go przeciwko komukolwiek.Nawet jeśli to by miał być największy wróg. Rzuciłem różdżkę na ziemię stałem bez broni. Opadłem na kolana i czekałem na wyrok śmierci. Przypomniała mi się scena na wieży astronomicznej, kiedy Draco wykonał taki sam gest. Może on jednak nie jest kretynem. Czekanie na wyrok śmierci jest większą odwagą niż zabijanie. Przypomniałem sobie o kamieniu, który dała mi Luna. Wyciągnąłem go z kieszeni i obróciłem w palcach.
- Jestem z ciebie dumny synku.
Przede mną stał tata. Przypominał bardziej ducha niż człowieka, ale to był tata jakiego nie pamiętałem. Uśmiechał się do mnie, a jego oczy wyglądały tak inteligentnie jak nigdy wcześniej.
- Dzięki ci mamo, że wychowałaś go na takiego mądrego człowieka - zwrócił się do babci, która ukryła swój uśmiech w kołnierzyku sukienki.
Ani ona ani tata nie żyją. Czyli ten kamień wywołuję duchy? Wskrzesza zmarłych? Nie mam pojęcia, nasycałem się widokiem, którego brakowało mi od dawna.
- Będziecie ze mną w chwili śmierci? - zapytałem nieśmiało.
- Zawsze - odpowiedziała babcia muskając dłonią po moim policzku.
Odetchnąłem z ulgą. Kiedy będę przenosił się na inny świat będę miał ich przy sobie. Czy może być coś piękniejszego?
- Mówisz sam do siebie? Chyba już naprawdę zgłupiałeś jak ta twoja mamuśka. Nie będę dziś taka podła i zginiesz szybko, drogi chłopcze. Dzięki tobie mogłam nasycić się widokiem twoich cierpiących rodziców, nigdy tego nie zapomnę. Dostarczyłeś mi wrażeń na całe życie. Trzeba się jakoś odwdzięczyć. Chcesz wypowiedzieć jakieś ostatnie słowo? Wiesz lepiej pożegnać się ze światem.
- Nie ma złych ludzi, bo przecież nikt nie rodzi się mordercą. Po prostu w pewnym momencie niektórzy się gubią i zbaczają z dobrej drogi. Ale zawsze można powrócić do punktu wyjścia. Nie jest jeszcze za późno... Belatrix.
- To było wzruszające, Nevilluś. - udawała, że ociera łzy - No, ale teraz pa pa. Pora zasypiać i nigdy się nie obudzić. Avada Kedavra!


*************************

Czytasz = komentujesz

Może jest za późno, ale życzę wam Szczęśliwego Nowego Roku :)
Zapraszam na nowy blog, który nie jest związany z Harry'm Potterem. Pomyślałam, że czas na zmianę i postanowiłam napisać coś swojego. Na razie jeszcze nie zaczęłam pisać, bo chciałam się zająć tym oto blogiem, ale raczej niedługo coś się pojawi :)
wolfs-queen.blogspot.com  

16 komentarzy:

  1. Świetne opowiadanie! :) Podoba mi się wygląd bloga, ale zmieniłabym w nim to, aby był szerszy ^^

    zbytrealna.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Super :D
    Fajnie pomieszałaś wydarzenia z obu bitw o Hogwart :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajne,fajne ;) Ciekawie powiązałaś te wydarzenia ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Podoba mi się wygląd bloga, ale myślę, ze środkowa część powinna mieć więcej miejsca :) http://blueskyylar.blogspot.se/

    OdpowiedzUsuń
  5. Jad dla mnie bardzo ciekawy blog :)) Czekam na drugą część :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytałam wiele blogów o postaciach z Harry'ego Pottera, ale nigdy w takim połączeniu. Luna i Neville? Super. <3 Od dzisiaj jestem nową fanką. :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Szukałam właśnie takiego połączenia! Będę czekać na więcej! :D

    Pozdrawiam i zapraszam [black-harbour.blogspot.com] (dopiero zaczynam swoją przygodę tutaj i bardzo zależałoby mi na obiektywnej opinii☻)

    OdpowiedzUsuń
  8. Mega mnie wzruszyła scena w której Voldemort zabił tate Draco.. Smuteczki.. :(
    Boje sie troche komentować twoje rozdziały bo w sumie nic z tego nie czaje! A nie chce wyjśc na idiotke.. (nie mam pewności czy czasem juz nie wyszłam).. Musze przeczytac wcześniejsze rozdziały no jak widać mam zaległooości..
    Do następnego;3

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo podoba mi się twój blog polecam !

    OdpowiedzUsuń
  10. Tata Dreco...Płakałam..Straszne! Ogólnie blog świetny! Masz ogromny talent ;D Pisz tak dalej ;)

    http://miloscwczasachapokalipsy44.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Właśnie przeczytałam całego i szczerze stwierdzam, że jest świetny :3
    Zapraszam Cię na mojego : hogwarckie-tajemnice.blogspot.com
    Osobiście połączyłam Lunę z kimś innym, a Neville'a postawiłam w gorszym świetle, ale mam nadzieję, że zajrzysz i ocenisz :)))

    OdpowiedzUsuń
  12. Przeczytałam wszystko i bardzo mi się podoba. ♥ Masz wielki talent i czekam na więcej! Masz obs!
    Zapraszam również do mnie ;)
    http://z-zycia-nastolatki-claudia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Przeczytałam wszystko i bardzo mi się podoba. ♥ Masz wielki talent i czekam na więcej! Masz obs!
    Zapraszam również do mnie ;)
    http://z-zycia-nastolatki-claudia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  14. Baaardzo mi się podoba <3..

    mackenziexox.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  15. super :) Pierwszy raz przeczytałam nawet kawałam jakiegos opowiadania.
    Nigdy tego nie robie bo czytac nie lubię. Jest super :)

    blog-blogerek.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń